Klamka zapadła, Gliniady nie będzie. Powód nie tyle finansowy, co widać związany z klimatem hodowanym wokół tej imprezy przez tych, którzy powinni o dobry klimat miasta, w naszym imieniu, dbać. Sytuacja ta przypomina mi trochę zachowanie opiekuna, który rzuca dziecku na odczepnego „stówę” i sądzi, że to wystarczy, że spełnił swój obowiązek, że przecież daje. Czy jednak tak, wsparcie powinno wyglądać?
Na Gliniadę patrzę jako obserwator i trochę uczestnik z uwagi na moje dzieci, które brały udział w tym niezwykłym spektaklu ulicznym, stając się w nim na chwilę gwiazdami, do których lepiły się setki obiektywów turystów, gości i prawdziwych fotoreporterów. To był dla nich magiczny moment, a ja nie posiadałem się z radości, że dzieciaki są uśmiechnięte.
I tak sobie myślę; cóż z tego, że powierzchownie Bolesławiec staje się ładny i estetyczny, kiedy po kolei zanikają w nim ciekawe inicjatywy obywatelskie, a nowe dostają nauczkę, że nie warto? Co nam po dziewczynie, czy chłopaku, których co prawda powierzchowność jest atrakcyjna, ale w sercu i duszy mizeria? Z daleka i na chwilę – ładnie, ale o czym rozmawiać? O czym myśleć? Jakie plany wspólnie snuć? Jakie tematy poruszać? Jak czuć się bezpiecznym i spełnionym silnym charakterem partnera, kiedy ten charakter, ta miłość zanika, albo tego brak? To trudne.
Szkoda, że w tym roku nie będzie Gliniady. Nie mówmy jej jednak „żegnaj”, mówmy jej „do zobaczenia w lepszych czasach”… Do zobaczenia Bluesie nad Bobrem, do zobaczenia Zespole Pieśni i Tańca Bolesławiec, do zobaczenia Rock Blok w BOK, „do zobaczenia” i „witajcie nowe!”. Z wiarą, że dusze miasta powrócą, czyniąc nasz Bolesławiec pięknym, pięknem i spontanicznością jego mieszkańców.