Głośno ostatnio o Kukizie i promowaniu idei Jednomandatowych Okręgów Wyborczych (JOW), które mogą rozbić partyjny monopol na władzę. W ciekawej rozmowie na FB z moim kolegą Krzyśkiem Krzemińskim, staram się wyjaśnić zalety takiego pomysłu i o co w tym wszystkim chodzi; również w kontekście powiatu bolesławieckiego.
Nasza dyskusja „urodziła się” na profilu innego znajomego i zaczęła się dość niewinnie, nawiązując do wyników czwartkowych wyborów w Wielkiej Brytanii, gdzie obowiązują JOWy, a mimo to nic w zasadzie się tam nie zmieniło. No tak, nie zmieniło się, ale dojdźmy tam gdzie jest Wielka Brytania, to potem zaczniemy się martwić.
W dyskusji starałem się wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi. Mam nadzieję, że lektura naszej rozmowy (Krzysztof wyraził zgodę) pozwoli Państwu zrozumieć niektóre meandry ustroju Polski i kto na tym wszystkim korzysta… Od Warszawy po Polskę powiatową.
Krzysztof Krzemiński:
Wystarczy spojrzeć na Bolesławiec… [nawiązanie do wyborów w systemie JOW]
Maciej Małkowski:
Aby JOWy zadziałały, należy zlikwidować finansowanie partii z budżetu, bo nawet w wyborach jednomandatowych o wiele większy potencjał promocyjny (finansowy) mają partie niż oddolne komitety obywatelskie (patrz Senat z ordynacją JOW). Krzysztofie, Bolesławiec to taka Polska w pigułce z „partią” władzy, z nieograniczoną kadencyjnością i dostępem do telewizji (nie bez znaczenia start redaktora nacz. z komitetu władzy). Zobacz ile kasy szło na komitet bolesławieckiej władzy wpłacanej przez prezesów i dyr. firm należących do miasta. Efekt jest taki jak widać.
JOWy potrzebują czasu i oczywiście samo ich wprowadzenie nie spowoduje, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki od razu zmieni się na lepsze. W powiecie, gdzie działa ordynacja proporcjonalna widać, że partie zdobyły większość (w mieście, gdzie od ostatnich wyborów obowiązują JOWy, w zasadzie nie ma partii). Co złego jest w ordynacji proporcjonalnej w samorządzie (powiecie)? ano to, że kształt koalicji (PO+SLD+PSL) został ustalony, powiązany i „pobłogosławiony” na poziomie regionu i wyżej, a to jest patologia i karykatura samorządności.
KK:
Maćku mimo takiej możliwości NIKT nie wystartował samodzielnie do rady miasta. Wyobrażasz sobie, że ludzie masowo zaczną kandydować do parlamentu bez wsparcia komitetów? Jednoosobowo lub z grupka przyjaciół będą „ogarniać” JOW, wieszać plakaty, chodzić po domach itp.? Przecież tak się wygrywa wybory – nie pomysłami i propozycjami, tylko akwizytorską robotą i zapleczem.
MM:
No mimo wszystko jest różnica miedzy wyborami lokalnymi, a krajowymi (skala, koszty, logistyka). Tu nie chodzi o to, że „samodzielnie”, bo to faktycznie jedynie bogacz mógłby zrobić, ale ci akurat zajęci są zarabianiem pieniędzy i może kiedyś z nudów sobie wystartują. Chodzi mi o komitety obywatelskie, a takie przecież powstały, albo funkcjonują już w samorządzie. Powoli w to wchodzimy i tak jak mówię – JOWy nie zmienią wszystkiego od razu. Potrzeba czasu. Gdyby w powiecie funkcjonowała ordynacja większościowa starostą nie zostałby członek partii. W Bolesławcu ponad 80% głosów na prezydenta zdobyli kandydaci niezwiązani z partiami. Wiele zależności, żeby to wszystko zagrało, ale i tak Kukiz zrobił dużo dla popularyzacji zmiany ordynacji i za to plus dla niego.
KK:
W systemie z JOWami znaczenie partii/komitetu bardzo mocno rośnie. Zróbmy małą symulację. Po wyborach Kukiz tworzy swoją organizację, „komitet obywatelski” i w jego skład wchodzi m.in. kilka osób z Bolesławca, Lwówka, Zgorzelca i Jeleniej Góry. Jeśli obowiązywałyby JOWy to w wyborach wystartować może tylko jedna z tych osób. Kto? O tym zdecyduje ktoś „z góry”, może i sam Kukiz. A co zrobią pozostali? Obrażą się? Zbuntują i sami wystartują w wyborach? Przy ordynacji proporcjonalnej powstanie lista i znajdzie się miejsce dla wielu kandydatów „od Kukiza”, a wybór będą mieli ludzie.
MM:
Proste, startuje ten, który ma największe szanse, wybrany w demokratyczny sposób spośród zwolenników danego Komitetu Obywatelskiego. Zasady kształtowania list muszą być ustalone z góry w takim komitecie, aby przystępując do niego było uczciwie, jasno i przejrzyście. W Polsce JOWy mogłyby zmniejszyć liczbę posłów z 460 do 380 (tyle ile jest powiatów) Tak więc wszystkie wymienione przez Ciebie miasta (powiatowe) oraz pozostałe, miałyby posła.
KK:
Powiat lwówecki miałby tylu posłów co miasto Wrocław?
MM:
A po co Wrocław miałby mieć ich więcej? Oczywiście, że ten podział można by zrobić inaczej np. wg starego podziału z 49 województw. Wówczas posłów mogłoby być jeszcze mniej. Generalnie chodzi o odchudzenie tej Izby oraz likwidację Senatu. Na to jednak partie nie pozwolą, bo utracą swoje wpływy od Warszawy – po Polskę powiatową.
KK:
Wywiad Kukiza dla RMF FM: „Mam mnóstwo pytań od słuchaczy, więc w takim ekspresowym tempie. Pan Marcin pyta: czy jest pan za zmniejszeniem liczby posłów. Jeśli, to do ilu?
– Absolutnie nie, bo to całkowicie wypacza sens jednomandatowych okręgów wyborczych.”
MM:
No tak, bo widać Kukiz chce 460 posłów, aby reprezentacja w terenie była jeszcze większa, ponieważ Polskę trzeba by wówczas podzielić na 460 okręgów wyborczych. Wg mnie niepotrzebnie aż tak do bólu. Sejm ma się zajmować przede wszystkim sprawami państwowymi, a nie tym, żeby dany poseł lobbował za wybudowaniem drogi gminnej, a nie za strategiczną autostradą. Ja nie twierdzę, że propozycja Kukiza jest idealna, ale sama idea jak najbardziej tak. Partiom nie będzie na tym zależeć z powodów, o których mówiłem, a dzięki którym człowiek, który nie zdobył zbyt wielu głosów został np. w powiecie radnym, czy nawet starostą. Dla mnie najważniejsza jest legitymacja od obywateli, którzy mogliby głosować na konkretnego człowieka, a nie partię. I tu z Kukizem się zgadzam.
„NIE OCZEKUJ LEPSZYCH REZULTATÓW, JEŚLI WCIĄŻ ROBISZ TO SAMO”
~Albert Einstein