Wakacyjnie zbudzony przez ogrodnicze maszyny znajomy, przypomniał mi moje przygody z nocnymi kosiarzami sprzed 2 lat. A, że zbliża się Bolesławieckie Święto Ceramiki… Czuwajcie i Wy 😉
Nocny Kosiarz… Brzmi jak tytuł powieści grozy, albo nocna mara? Dobrze, bo tak właśnie w dwu słowach można określić to, co działo się dzisiejszej nocy w Bolesławcu, przy ul. Garncarskiej i Komuny Paryskiej (odcinek od bramy Targowiska do skrzyżowania z ul. Jeleniogórską).
Niewiele jest odgłosów, które w zwykłą noc potrafią wytrącić człowieka ze smacznego snu o godz. 3.15. Takim odgłosem na pewno może być hałas jaki wydają kosiarki spalinowe, wykaszarki, dmuchawy do skoszonej trawy, piły nożycowe do żywopłotów i brzęk łopat, które w środku cichej nocy wyrwały ze snu wielu mieszkańców tych i sąsiednich ulic.
Nieznośne dźwięki dotarły do mojej świadomości o wspomnianej wcześniej godzinie. Myślę sobie: już rano? Przecież ciemno jest… spojrzałem na zegarek… 3.15. Brzęki maszyn wybudziły także pozostałych domowników. Zaspany wyjrzałem przez okno. Może to sen? Ale nie, czułem, że raczej już nie śpię, a moim oczom ukazała się brygada uzbrojona w ryczące sprzęty, wśród pojazdów na pomarańczowych kogutach. Niektórych kosiarzy trudno było dostrzec, gdyby nie latarki którymi świecili na trawniki nieoświetlone nocnymi latarniami. To jakiś koszmar, o co chodzi? pomyślałem jeszcze lekko zahibernowanym umysłem. Ja rozumiem, malowanie pasów nocą, kiedy ruch na drodze jest mniejszy, ale żeby o tej porze kosić trawniki sąsiadujące z drogą i żywopłoty na placu Świętego Krzyża przy zbiegu ul. Willowej i Komuny Paryskiej to już lekka przesada raczej?
Szybko pozamykałem okna, ale na niewiele się to zdało. Pięknie, pomyślałem kładąc się z powrotem do łóżka… no to noc mamy załatwianą. Hałas nie ustawał, wręcz nasilał się bo inwazja posuwała się coraz bliżej mojej kamienicy. Pozostali domownicy zdezorientowani próbowali zasnąć z poduszkami na głowach. Nie wytrzymałem. Coś tam ubrałem i wyszedłem sprawdzić co się dzieje. Na ulicy hałas jeszcze większy, a po drodze, w mroku biegały równie zaskoczone jeże, które nocą dość licznie żerują w tych okolicach. Rozejrzałem się, aby zlokalizować jakiegoś kierownika tego całego zamieszania. Spojrzałem na inne kamienice, a w oknach sąsiedzi patrzą i pytają o co chodzi. Jeden z bardziej prostolinijnych i szczerych sąsiadów krzyknął zdesperowany do kosiarzy: – Wyp…lać, k..wa! która godzina? Kosiarze jednak niewzruszeni, ogarnięci hałasem robili swoje. Zauważyłem biały pojazd typu Matiz, Czinkłeczento czy inne Tiko z pomarańczowym kogutem prawie tak dużym jak sam pojazd. Pomyślałem sobie, że to pewnie centrum dowodzenia, a w środku ktoś ważny siedzi. Nie myliłem się. W aucie dwóch gości widząc, że zmierzam do nich pewnym krokiem opuścili szyby, bo przy otwartych zapewnie głośno im było. Podchodzę i pytam czy nie wiedzą która godzina? Kierownik zamieszania odparł niewzruszony: – Wczesna. I tyle powiedział. Pytam go: – wczesna? Jak można mówić o środku nocy „wczesna godzina”? Wczesna panie, to jest o godz. 5-6, ale nie o 3! Wtedy jeden z sąsiadów krzyknął: Na policję dzwonię! Pytam dalej czy nie uważają, że pora jest nieodpowiednia? Po czym otrzymałem odpowiedź, że – Pora dobra, jak każda inna. Świetnie. Pytam czy są z Zarządu Dróg Powiatowych, ponieważ wiem, że jest to droga wojewódzka, ale zarządzana i utrzymywana przez Powiat. Szef odparł, że działają na zlecenie Powiatu, a firma nazywa się „Widok”. Spytałem dalej, czy nie zamierzają przerwać tej barejowskiej sytuacji.Ten odparł niewzruszony: – A to do szefa trzeba i podał nr telefonu. Dzwonię, nikt nie odbiera. Pewnie śpi. No nic, wracam do domu, a z okna kamienicy obok słyszę głos sąsiadki – Policja już jedzie. Owo „już” trwało jednak kolejne pół godziny. Kładąc się do łóżka około 4.00 maszyny przestały działać i słychać było tylko tępy brzęk łopaty, którą kosiarz nagarniał skoszone zielsko. Oczywiście, noc zarwana, po 3 godzinach snu. Po godzinie 6.00 brygada, już zgodnie z prawem, kontynuowała hałaśliwe prace. Cała ta kuriozalna sytuacja jak żywo przypominała jedną ze scen filmu Koterskiego „Dzień Świra”, w której robotnicy, o świcie, po środku osiedla, młotem pneumatycznym zaserwowali mieszkańcom pobudkę, po czym wyłączyli urządzenie i udali się na śniadanie.
Wychodząc z domu po godzinie 7.00, wsiadając do auta spotykam mieszkającego w kamienicy obok sąsiada, który zagadał – panie Maćku, co to się działo w nocy dzisiaj? Opowiedziałem mu o moich nocnych rozmowach i kto jest za to odpowiedzialny. Sąsiad słusznie zauważył i stwierdził: – Kurna, panie, żeby tak samo gorliwie w zimie dbali, abyśmy mieli przejezdną i dobrze utrzymaną drogę. Jak pan spotkasz tam starostę to mu przekaż. A ja mu żartem: – Cieszmy się, że zimą trawa nie rośnie. Przekażę. Jadąc do pracy wspomnianą drogą wojewódzką o numerze 297, skręcając w ul. Jeleniogórską (również utrzymywaną przez Powiat) powoli opuszczam Bolesławiec. Na poboczach, gdzie już nie ma żadnych zabudowań – trawa po pas. Pewnie zostawili ją sobie na popołudnie. 🙂
Po godz. 8.00 moje telefony do firmy „Widok” i do Zarządu Dróg Powiatowych. W firmie „Widok” odebrał ktoś kto nie był w stanie wyjaśnić mi sytuacji. Podałem swój nr telefonu. Podobno szef oddzwoni. W Zarządzie Dróg natomiast nie mieli wiedzy o nocnych manewrach firmy. Usłyszałem za to, że Święto Ceramiki za pasem i gotowość bojowa musi być. – No tak, pomyślałem, – a ja taki niewyrozumiały, bez poczucia rewolucyjnej czujności.
Wszystkim niewyspanym sąsiadom życzę dobrych i mocnych kaw dzisiaj.